Kamil
Rurzowy Kutzyk

Dołączył: 28 Lip 2009 |
Posty: 8463 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 1/3
|
Skąd: Centrum Wszechświata Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Nie 16:01, 29 Sty 2012 |
|
 |
|
 |
 |
Choć nigdy nie potrafiłem określić, czym się od siebie różni większość gatunków takiego elektronicznego syfu, to z młodości zostały do dziś głównie dwie słabostki z tych rejonów. Combichrist i Hocico właśnie. No, może jeszcze trochę :W:.
Solidna, szczera (tak to nazwijmy...) muzyka, która była brudna, ohydna, ale chwytliwa i taka pozostała. Gdy w 2010 wróciłem do Hocico po nieco dłuższej przerwie przy okazji zdobycia Tiempos de Furia, poczułem się, jakbym znowu był w drugiej gimnazjum. Cała ta muzyka, z tymi przeuroczymi melodiami, kickdrumem opatrzonym solidnym basem, wokalem przepuszczonym przez tak dystortujące filtry, że równie dobrze za mikrofonem mogłaby stać sześćdziesięcioletnia ciocia Frania, przestrzenią, od której wręcz bije chłodem, wszystkimi tymi szumami i zakłóceniami, tak kontrastującymi z dość piosenkową strukturą utworów, no i całym tym skumulowanym negatywem... to nadal ma siłę przebicia, potrafi poruszyć to czego jednak nie potrafią - żeby pozostać w elektronicznych potworkach - ani mroczniejsze rejony drum and bassu, ani metalowo rwące linie basu Distance'a czy Roberta Infrabassa, ani chłopcy od filthstepu wyższej klasy, ani nawet stare, dobre breakcore'owe oszołomy pokroju Venetian Snares.
Lata muzycznych wędrówek, a jednak zawsze się wraca do gimnazjum. C:
|