Fanosława
Grafik wesoły autobus

Dołączył: 16 Maj 2007 |
Posty: 15158 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: chicago town Płeć:  |
|
 |
Wysłany: Nie 18:31, 08 Lis 2009 |
|
 |
|
 |
 |
Doznałam nagłego porażenia mózgu i ataku pomroczności jasnej, co zaowocowało tym, iż w napadzie opętańczej potrzeby obejrzenia jelit, wybrałam się na tę produkcję, w poszukiwaniu idealnych inspiracji na przeżycie niedzieli, a flaki latające po ekranie wydawały się rozwiązaniem wręcz perfekcyjnym. I, będąc lekko ograniczonym intelektualistą, dopisałam sobie swoją teorię odniesienia do wszystkich tego typu filmów, czyli krwawych jatek, które powodują w widzach wszelkie fizjologiczne odruchy, z chęcią pozbycia się obiadu w trybie natychmiastowym na czele. Nie, wszystkich to złe określenie, bo zdarza się i tak, że jatka jest jatką i tylko temu ma służyć, żeby krew się lała, a widownia marzyła o zakończeniu seansu. Jednak rzuciła mi się w oczy pewna rzecz, i zwłaszcza w Piłach wszelakich to dobrze widać, a konkretnie - psychologiczne mechanizmy, które rządzą ludzkim działaniem są tu przykryte często i gęsto flakami, ale jeśli kogoś to nie rusza (a mnie nie rusza wybitnie), to nie będzie miał problemu z odczytaniem.
Mianowicie - człowiek w przypadku zagrożenia własnego życia, zawsze jest egoistą i dla jego ratowania zrobi wszystko, co te cztery zadania pokazały w sposób perfekcyjny (scena z karuzelą pokazuje natomiast, że człowiek nie jest w stanie poświęcić absolutnie wszystkiego, ale jedynie nikłą część swojego żywota dla ratowania innych). Owszem, koleś ma wątpliwości i jakieś tam emocje nim szarpią, to w jedną, to w drugą, bo tak to zwykle bywa z ofiarami emocjonalnego szantażu, ale w końcu podejmuje decyzję, która jemu gwarantuje życie, a jednocześnie oznacza śmierć drugiego. I wydaje mi się, że tutaj mamy do czynienia z bardziej ogólnym mechanizmem postępowania, ale pokazanym na konkretnym przykładzie, w dość makabrycznej sytuacji.
Sam początek filmu to prezentacja tego, co człowiek jest w stanie zrobić, żeby nie tyle uratować siebie, co pogrążyć drugiego delikwenta. Wydawać by się mogło, że wspólnicy, dobrze im się wiodło, więc można stwierdzić, że większych antagonizmów między nimi nie było, a tu nagle okazuje się, że kiedy mają ratować siebie za ceną życia tego drugiego, są gotowi na wszystko i nikt nie myśli o altruistycznym ratowaniu tego drugiego. I w tym momencie, nie walczyli faktycznie o siebie, ale o pogrążenie tej drugiej osoby, czyli automatycznie zaczęli się nienawidzić tylko po to, żeby samemu przeżyć, co w pewnym momencie schodzi na drugi plan. Oprawa jak zwykle makabryczna, ale wydźwięk bardzo prosty.
Podobno najbardziej szlachetna zasada to 'wybaczyć, nie zapomnieć', tymczasem okazuje się, że zapomnieć łatwiej, niż wybaczyć i tak właśnie zazwyczaj postępujemy, co doskonale widać w scenie, kiedy pani ma zdecydować, czy pan od ubezpieczeń przeżyje, czy nie. Nie byłam w stanie dojść, czy decydowała między jego, a swoim życiem, ale istotny jest fakt, że nie była w stanie wybaczyć mu tego, że tam bodajże anulował polisę jej męża i on kopnął w kalendarz. I wydaje mi się, że nie przeraził jej sam fakt, że ten syn jednak dokonał tej zemsty za jej męża, ale sposób, w jaki to się stało, który był dość nieprzyjemny, to się zgadza (bo kwas fluorowodorowy do miłych substancji nie należy, zwłaszcza wpuszczony wprost do trzewi). A fakt, że żona/kochanka/narzeczona/kobieta pana od ubezpieczeń, patrzyła na całą scenę, tylko wzmaga przekonanie o tym, że człowiek nie potrafi wybaczać, i jako wyznawca zasady, że zmierzamy ku samozagładzie, wzmaga się we mnie jeszcze bardziej to przekonanie, że zemsta jest o wiele powszechniejsza od wybaczenia.
Nie oglądałam poprzednich części w całości, więc nie jestem w stanie tego stwierdzić na pewno, ale mam wrażenie, że Jigsaw doskonale wie, jak zachowają się ludzie w konkretnych sytuacjach, bo sam przyznaje się do bycia człowiekiem, a nie wyidealizowanym przekonaniem na temat idei człowieczeństwa, w której trwa większość ludzi, sądząc, że człowiek jest z natury dobry, a zło przemawia przez jednostki. Dlatego ten film może wydawać się przewidywalny i oczywisty, bo opowiada właśnie o mechanizmach, czyli czymś stałym i konkretnym, a nie anomaliach, co może być bardziej zaskakujące, ale za to mniej przyziemne (i nie twierdzę, że konstruowanie maszyn zagłady jest przyziemne, bynajmniej, bo jest nienormalne i chore, ale jako środek przekazu, sprawdza się doskonale, bo oczywistości schowane są wystarczająco głęboko, żeby trzeba było chociaż pomyśleć).
Tak więc House miał rację, wszyscy kłamią, a dopiero konieczność ratowania własnego tyłka pokazuje prawdziwą naturę każdego człowieka.
|