Forum bloggers.fora.pl Strona Główna


bloggers.fora.pl
B L O G G E R S
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nowotwory
Agnes
Devil's little sister
<i>Devil's little sister</i>

Dołączył: 31 Paź 2006
Posty: 35680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ministerstwo świętych.
Płeć: Kobieta

Czy na sali jest ktoś, kto nie wie, czym jest nowotwór?

Nowotwór – grupa chorób, w których komórki organizmu dzielą się w sposób niekontrolowany przez organizm, a nowo powstałe komórki nowotworowe nie różnicują się w typowe komórki tkanki. Utrata kontroli nad podziałami jest związana z mutacjami genów kodujących białka uczestniczące w cyklu komórkowym. Mutacje te powodują, że komórka wcale lub niewłaściwie reaguje na sygnały z organizmu. Powstanie nowotworu złośliwego wymaga kilku mutacji, stąd długi, ale najczęściej bezobjawowy okres rozwoju choroby. U osób z rodzinną skłonnością do nowotworów część tych mutacji jest dziedziczona.

Wikipedia prawdę ci powie.

Czy tylko mnie się wydaje, że chociaż choroby nowotworowe (niestety) są z roku na rok częstsze i dotykają (niestety x2) coraz młodsze osoby, to jednak wciąż otoczone są tematem tabu?
Czy za każdym razem diagnoza nowotwór musi równać się śmierć (ewentualnie prywatny koniec świata)? A może (nie daj hide!) ktoś w waszej rodzinie/najbliższym otoczeniu walczy(ł) z tą chorobą?
I co najważniejsze: jak traktować osoby chore? Czy też raczej: jak wy osobiście je traktujecie? Jako ludzi stojących nad otwartą trumną, czy wręcz przeciwnie?

Mogłabym zadać jeszcze ze sto pytań w tym stylu, ale chyba domyślacie się, jaki jest zamysł tego tematu. Porozmawiajmy sobie. Jestem naprawdę bardzo ciekawa waszych opinii.
Zobacz profil autora
Amicalle
heads will roll on the floor
<i>heads will roll on the floor</i>

Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 5835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

Jakieś trzy lata temu założyłam na pewnym forum podobny temat, więcej już tego nie robiłam, żeby się nie denerwować. Ale jako, że nasza społeczność tutaj w miarę mądra jest, to może i reakcje będą inne. Ja poczekam aż reszta się wypowie, zanim napiszę swój elaborat.
Zobacz profil autora
mońciak.


Dołączył: 27 Maj 2011
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Kobieta

Moja babcia miała nowotwór piersi. Niestety w mojej rodzinie to genetyczne. Możliwe, że też kiedyś mogę być chora.


Ostatnio zmieniony przez mońciak. dnia Śro 16:51, 04 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kamil
Rurzowy Kutzyk
<i>Rurzowy Kutzyk</i>

Dołączył: 28 Lip 2009
Posty: 8459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Centrum Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

Kontakty z rodziną od strony ojca są mniej niż minimalne i ogółem wyjebane na nich, więc nawet nie wiem, czy ktoś był chory, ale podejrzewam, że ktoś się zdarzył. Natomiast od strony mamy... Brat babci walczył - i przegrał. Nie wiem nawet, jaki nowotwór konkretnie ani jaki czas temu, w każdym razie w tym samym czasie, co Kamil Durczok, bo na jednej sali leżeli.
W przypadku rodziców nie wiem, ale tak potencjalnego raka karmią, że nie zdziwiłbym się.
Sam w sumie też mam nowotwór, ale niezłośliwy, na całe szczęście. Przypadkiem się okazało parę lat temu.

Jak traktuję chorych? No ehm, skoro się nie stykam za bardzo, to nie wiem, ale nie widzę powodów, żeby traktować ich jakoś super-specjalnie. Oczywiście, że szacun za podjętą walkę, że nie szydziłbym, że nie wymagałbym niektórych rzeczy, jakich się wymaga od zdrowych, ale traktowanie chorych jakby byli już u progu - to niezbyt w moim stylu. W razie czego bym mógł dobrym słowem rzucić, ale tak na co dzień - po kiego, chory dość ma upierdliwości od samej choroby + od leczenia (i leczących), żeby jeszcze z tego robić temat rozmowy, lolz.

Plus, jeśli chodzi o przypadki, które przegrywają - moje standardowe podejście do tematu umierania i śmierci wciąż się nie zmieniło, wciąż uważam śmierć za swego rodzaju błogosławieństwo (i nie mówię tu tylko o chorych na nowotwory), więc całkiem możliwe, że gdyby ewentualny chory znajomy zszedł z padołu, to - obok odmówienia zań modlitw - nieco bym mu zazdrościł. Nieco.
Zobacz profil autora
Enigma


Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 6718
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Suwałki
Płeć: Kobieta

mońciak. napisał:
Moja babcia miała nowotwór piersi. Niestety w mojej rodzinie to genetyczne. Możliwe, że też kiedyś mogę być chora.


W moim przypadku sytuacja jest podobna. Wiele kobiet w naszej rodzinie umarło, i wciąż umiera, na raka piersi. Do tego choruje na to coraz więcej młodszych osób, jednak w mojej rodzinie nadal są to osoby starsze, a tych młodych przybywa w moim otoczeniu.
Niedawno zmarła siostra mojej babci. Nawet gdy była w ciężkim stanie, udawaliśmy, że wszystko jest dobrze, a babcia przekonywała ją, że na pewno wyzdrowieje. Ja nie umiem udawać takich rzeczy, ale, pewnie na szczęście, nie widziałam się z nią za często. Czuję się trochę nieczuła w takich chwilach, bo śmierć widziałam tak często, że zaczęłam się na to wszystko coraz bardziej uodparniać. Nie jestem jednak chłodna w stosunku do osób chorych. To nie o to chodzi.
Zobacz profil autora
Wiedźma
Moderator
Eraserhead

Moderator<br><i>Eraserhead</i>

Dołączył: 21 Lut 2007
Posty: 23817
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Transsexual Transilvania
Płeć: Mężczyzna

Znałam osobę, która zmarła na raka. Znałam także takie, które chorowały i walczyły z nowotworem. Nie ukrywajmy, że jest to swoista plaga naszej społeczności i jak obserwuję przyczyny zgonów wśród ludzi mi znajomych i rodziny to w 60% przyczyną są nowotwory.
Nie zrozumcie mnie źle, ale nie mam pojęcia dlaczego mam w jakiś specjalny sposób traktować kogoś chorego. Nawet nie mówię tu już o nowotworze. Może to kwestia osobistych przeżyć na polu "szpitalnym", że tak to ujmę, ale póki choroba nie powoduje psychicznego upośledzenia nigdy nie będę względem człowieka bardziej, hm, ustępliwa, a tym bardziej nie będę traktować go jako osobę, która jedną nogą jest w grobie. W ogóle wydaję mi się, że kwestia przeżycia w takim wypadku to ruletka, przynajmniej w przypadku osób starszych, bo dzieciaki i młodzież mają większą siłę, by walczyć. Jasne, że ewentualny zgon to ogromny cios dla rodziny, ale ja podejście do śmierci mam jakie mam, więc przyjmuję to ze swego rodzaju zrozumieniem.

Takie nijakie jest moje podejście do kwestii nowotworów. Jak w stosunku do większości chorób - na zasadzie "zdarza się".
Zobacz profil autora
mońciak.


Dołączył: 27 Maj 2011
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Kobieta

Enigma napisał:
mońciak. napisał:
Moja babcia miała nowotwór piersi. Niestety w mojej rodzinie to genetyczne. Możliwe, że też kiedyś mogę być chora.


W moim przypadku sytuacja jest podobna. Wiele kobiet w naszej rodzinie umarło, i wciąż umiera, na raka piersi. Do tego choruje na to coraz więcej młodszych osób, jednak w mojej rodzinie nadal są to osoby starsze, a tych młodych przybywa w moim otoczeniu.
Niedawno zmarła siostra mojej babci. Nawet gdy była w ciężkim stanie, udawaliśmy, że wszystko jest dobrze, a babcia przekonywała ją, że na pewno wyzdrowieje. Ja nie umiem udawać takich rzeczy, ale, pewnie na szczęście, nie widziałam się z nią za często. Czuję się trochę nieczuła w takich chwilach, bo śmierć widziałam tak często, że zaczęłam się na to wszystko coraz bardziej uodparniać. Nie jestem jednak chłodna w stosunku do osób chorych. To nie o to chodzi.


Masz rację. Jednak gdy dowiedziałam się o tym przyjęłam to ze spokojem..Gdy zbliżały się dni do zabiegu, operacji, emocje 'dały gorę', parę łez wylanych, dość sporo rozmów...Na szczęście jest ok, zobaczymy co będzie dalej. Wierzę, że będzie dobrze, musi być dobrze.
Zobacz profil autora
adelia.


Dołączył: 03 Cze 2010
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

W moim otoczeniu wielu ludzi, moich bliskich miało raka, ze strony mamy, jak i ze strony taty. Ostatnio ciotka zachorowała na raka szyjki macicy, poza tym... Niektórzy to, aż się o niego proszą, tyle palą.
Ostatnio spotkałam taką małą dziewczynkę, sześcioletnią, chorą na raka. Nie mogłam na nią spojrzeć, bo od razu zalewałam się łzami. Strasznie, ale to strasznie boli mnie to, że te małe dzieci, które niczego jeszcze nie zasmakowały w życiu, muszą tak cierpieć. To mnie porusza najbardziej. I chciałabym im jakoś pomóc, ale w większości przypadków, jest to akurat niemożliwe... Niestety.

Poza tym, mój najlepszy przyjaciel miał guza mózgu. I wiecie, nigdy nie wybaczę jego "przyjaciołom", którzy, gdy się o tym dowiedzieli, potraktowali go jak trędowatego.
Zobacz profil autora
Ozi


Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2606
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Siemianowice Śląskie
Płeć: Mężczyzna

Kuzynka babci zmarła niedawno na raka, ale widziałem ją kilka razy w życiu, więc niezbyt mnie ruszyło.

Dopóki to ja nie mam raka, nie przejmuję się. Żaden mój bliski też na raka nie zejdzie, bo bliskich nie mam.
Zobacz profil autora
malenstvou


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 1253
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

osobiście dzięki Bogu nie zetknęłam się jeszcze z problemami nowotworów, ale tato mojej przyjaciółki zmarł w tym roku na raka mózgu. i bardzo podziwiam jej postawę, bo walczyła o niego przez rok i broń Boże nie użalała się nad nim, tylko mobilizowała go do walki, tak samo jak i my, będące w jej otoczeniu - pytałyśmy zawsze o postępy chemii, o to czy czegoś im nie trzeba, ale na szczęście nikt nie przyjął postawy w stylu "ojejku jacy oni biedni, poużalajmy się razem" albo "nie rozmawiajmy, nie dotykajmy jej, bo nie daj Boże zejdzie na temat taty". jej tato jeszcze miesiąc przed swoją śmiercią, będąc już na wózku, bawił się na Woodstocku i uważam to za prawdziwą walkę, bo mógł przecież równie dobrze leżeć w łóżku i czekać.
Zobacz profil autora
Nowotwory
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi