Forum bloggers.fora.pl Strona Główna


bloggers.fora.pl
B L O G G E R S
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
sawyer
Admin
crazy as a motherfucker

Admin<br><i>crazy as a motherfucker</i>

Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 18718
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

A ja właśnie słyszę Chylińską, yeah!
Zobacz profil autora
Nicole


Dołączył: 12 Paź 2007
Posty: 3172
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

O tak ;d Dzisiaj jeszcze przez okno trochę Wodeckiego słyszałam ;d ale przynudzał...
Zobacz profil autora
Cathy


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 5334
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Garden Lodge
Płeć: Kobieta

Poszłabym chętnie na Chylińską, gdyby grała stare utwory. Niestety...

Zaklepuję sobie miejsce, jutro (ew. pojutrze) zaistnieje tu kolosalny multipost.
Zobacz profil autora
sawyer
Admin
crazy as a motherfucker

Admin<br><i>crazy as a motherfucker</i>

Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 18718
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Cathy napisał:
Poszłabym chętnie na Chylińską, gdyby grała stare utwory. Niestety...

Podobno NIC starego nie grała...
Zobacz profil autora
Majanna
made in heaven
<i>made in heaven</i>

Dołączył: 01 Cze 2008
Posty: 6448
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Baker Street 221B
Płeć: Kobieta

Wczoraj miałam okazję obejrzeć sobie moich ukochanych Braci. Oczywiście, jak to ja mam w zwyczaju, stałam tuż przy scenie, a kiedy Piotruś Cugowski stał przy schodkach prowadzących na estradę... Myślałam, że zemdleję. Grali przede wszystkim utwory z najnowszej płyty - teksty są dość banalne, ale wokal Piotrka i energia - wszystko wynagradzają. Piotruś, jak i reszta, niewiele mówili, ale według nich muzyka się obroni. Mają rację. Bardzo dobry koncert, krótko mówiąc. I nie wiem, jakim cudem przeżyłam, widząc, jak Piotruś odgarnia swoje cudowne włosy...
Zobacz profil autora
Cathy


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 5334
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Garden Lodge
Płeć: Kobieta

A zagrali coś z tych coverów Queen? Bo jestem ciekawa, czy dają radę na żywo.
Zobacz profil autora
Majanna
made in heaven
<i>made in heaven</i>

Dołączył: 01 Cze 2008
Posty: 6448
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Baker Street 221B
Płeć: Kobieta

Ano właśnie nie zagrali. A również na to liczyłam.
Zobacz profil autora
Cathy


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 5334
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Garden Lodge
Płeć: Kobieta

A oto mój post. Duży.


Zaliczam ten tydzień jako jeden z najbardziej zajebistych w moim życiu, a to zdarza się niesłychanie rzadko. Sam początek był totalnie spisany na straty, beznadziejny poniedziałek i fatalny wtorek. Aż tu nagle zjawiła się środa, zjawiła się ona w celu wprowadzenia nieco słoneczka w moje małe, prywatne, zachmurzone niebo.
Moja mama okazała się geniuszem, ponieważ ja i moja ciasna główka w życiu byśmy na to nie wpadły. Padła propozycja wyjazdu na tzw. spontan do Warszawy, oczywiście mój entuzjazm był ogromny, pozostała tylko kwestia przekonania mojego taty. Przez sześć godzin w szkole siedziałam jak na szpilkach i czekałam na werdykt domowej komisji, jakaż wielka była moja radość, gdy usłyszałam tak: no dobra, to pojedziemy.
*tu następuje dziki pisk*
Trzeba naprawdę być nami, aby tłuc się z Kielc do stolicy 3 godziny, tylko po to, żeby postać sobie za barierką i posłuchac Metalliki. To BARDZO dużo. Bardzo. Moi rodzice musieli wiedzieć, jak bardzo jest to dla mnie ważne, ponieważ od pół roku wstecz jęczałam, że nie pojadę na Sonisphere.
Parkowanie na Bemowie było urocze, aż mój tata musiał uciec się do środków niekonwencjonalnych, żeby ulokować jakoś auto. Potem musieliśmy ulokowac samych siebie, bo oczywiście byliśmy kompletnie bez biletów. Szalone, szalone. Musiałam zachowywać się jak chora psychicznie, ale wtedy uważałam miotanie się po parkingu za coś zupełnie normalnego. W KOŃCU dorwałam ostatni milimetr wolnej siatki i przyssałam się do niej panicznie. Musiałam uważać, aby nie rozdeptać cudzego roweru. Jakaż była moja radość, gdy pojawił się właściciel roweru i zabrał mi go spod nóg, mogłam przycisnąć się do barierki całym ciałem.

Dalej już nic nie pamiętam, bo zobaczyłam Larsa na telebimie (widziałam na tyle dobrze, aby odróżniać postacie) i świat się skończył. Zaistniał jedynie przerażający wytrzeszcz oczu (mój własny). Aż dziw, że mam jeszcze oczy.

Miałam straszną ochotę skakać, niekiedy nawet sobie pokrzyczeć, niestety moja lokalizacja nie sprzyjała temu, musiałam obejść się smakiem i stać z nogami wrośniętymi w beton. Nic to. Mój świat skończył się ponownie, gdyż usłyszałam One. Następnie Master (...). Dalej nie pamiętam nic. No może tylko to, że na bis zagrali Stone Cold Crazy, a James rozgadywał się między utworami w stylu: we're proud, we're the part of the history, big four, i tak dalej, tym podobne. A ja czekałam tylko, aż Lars coś powie (no liczyłam chociaż na heloł Poland!), ale niestety. Prawdopodobnie nie można w życiu mieć wszystkiego. *

Powrót przebiegał spokojnie. To jest, byłam w takim szoku, że nie bardzo byłam w stanie się rozgadać, wyczerpałam swój limit nawijania przed koncertem. A tak w ogóle to błądzenie po Warszawie o północy jest bardzo fajne.

Nie wierzę w to. Nie wierzę w to, że mogę powiedzieć: byłam na Metallice, za barierką, ale byłam, mam nagrane dwa fragmenty utworów, więc nie był to jeden z moich chorych snów.

*
Była to część pierwsza mojego Dużego Postu Koncertowego, druga powinna być z występu Czesława, ale już nie chce mi się pisać, więc będzie może jutro. A z resztą mało komu będzie chciało się czytać takie długaśne wywody, ale ja po prostu czuję się lepiej, gdy mogę się podzielić. Tyle na dziś.

Edit
* oczywiście, że gadali na zakończenie (Robert zmiótł), ale mój tata mnie wyciągał do wyjścia, więc usłyszałam sobie na bootlegach. Żałuję, że się nie uparłam i nie zostałam do samego końca.


Ostatnio zmieniony przez Cathy dnia Pią 18:48, 30 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Ekri


Dołączył: 28 Paź 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

Cathy - zazdroszczę *_*
Też od jakiegoś czasu narzekałam, że mnie nie będzie. Tylko, że u mnie nawet na spontana by nie wyszło, bo mieszkam na pomorzu.
Zobacz profil autora
abyssa
Torresoholiczka
<i>Torresoholiczka</i>

Dołączył: 08 Sty 2007
Posty: 14922
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

Cathy, moi rodzice chyba by się nie odważyli na coś takiego XD Gratuluję, jeśli to słowo jest na miejscu. A gdzie parkowałaś? :3 Przed moim blokiem było jeszcze sporo miejsca, więc zapraszam następnym razem.
Zobacz profil autora
Cathy


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 5334
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Garden Lodge
Płeć: Kobieta

Rodzice moi mnie zaskoczyli, nie spodziewałabym się tego po nich.
Staliśmy na tym parkingu przy centrum sportowym (czy czymś w tym stylu, już nie pamiętam nazwy). Następnym razem wbijamy do ciebie na osiedle xD
Zobacz profil autora
mardy bum
from Paris with love
<i>from Paris with love</i>

Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 4284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Radlin
Płeć: Kobieta

Muszę to opisać, po prostu muszę. Jęczałam o tym, jak tylko się dowiedziałam, że ma się odbyć. Myslovitz w Jastrzębiu. O tak, o tak!
Przybyłam do tego zacnego miasta na tyle szybko, żeby obejrzeć całą Neo-Nówkę i dopchać się przed barierki. Idealnie. Poczekałam sobie trochę w zimnie i mżawce, żeby wreszcie móc to przeżyć.
Zaczęli łatwo, lekko i przyjemnie Scenariuszem dla moich sąsiadów, a potem poleciało już wszystko, co kocham. Chłopcy, Nienawiść, Alexander, Kraków, W deszczu maleńkich żółtych kwiatów, Fikcja jest modna i tak dalej, i tak dalej. To, co działo się przy Peggy Brown jest nie do opisania. Myslovitz koncertowo wypada jakiś milion razy ostrzej niż na nagraniach. Ale ja czekałam na jedno. I się doczekałam. James, Radiogłowi i żuk z rewolwerem. Moja absolutnia najukochańsza piosenka. Nie wiem sama, dlaczego ją tak wielbię. Po prostu.
Naskakałam się, zdarłam gardło (znów powaliła mnie moja własna znajomość tekstów, jestem geniuszem, idę do "Tak to leciało!"). Warto było, ach warto było. Pan Rojek jest niesamowitym gościem. Taki introwertyk. A "dziękuję" było jedynym słowem, które padło z jego ust. Wprawdzie wielokrotnie, ale wiecie... Jakoś gadanie między kolejnymi kawałkami mnie dobija. Także było CU-DO-WNIE! Dziękuję, do widzenia.
Zobacz profil autora
Majanna
made in heaven
<i>made in heaven</i>

Dołączył: 01 Cze 2008
Posty: 6448
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Baker Street 221B
Płeć: Kobieta

Cathy, nie stać mnie na nic więcej, jak tylko... O MÓJ BOŻE.
Mardy, szujo moja, zapomniałaś wspomnieć, że ja ci bardzo dzielnie towarzyszyłam. A tak poza tym to się ze wszystkim w stu procentach zgadzam.

tak nawiasem: http://www.youtube.com/watch?v=bvZxeO6ytl8
http://www.youtube.com/watch?v=gN3hBvS_ArI

<3


Ostatnio zmieniony przez Majanna dnia Śro 21:52, 23 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
CeCe


Dołączył: 23 Cze 2010
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: nie skąd, a dokąd
Płeć: Kobieta

W sobotę byłam na Braciach.
Drugi koncert, wrażenia po raz drugi bardzo pozytywne. :)
Zobacz profil autora
Majanna
made in heaven
<i>made in heaven</i>

Dołączył: 01 Cze 2008
Posty: 6448
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Baker Street 221B
Płeć: Kobieta

CeCe napisał:
W sobotę byłam na Braciach.
Drugi koncert, wrażenia po raz drugi bardzo pozytywne. :)

A gdzie byłaś na koncercie? W J-biu?
Zobacz profil autora
Cathy


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 5334
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Garden Lodge
Płeć: Kobieta

Kraków! Jakbym usłyszała na żywo to chybabym się poryczała. Naprawdę mieliście jeszcze Neo-nówkę? Ale fajnie...

To ja jeszcze wspomnę, że w niedzielę byłam na koncercie zespołu (!) Czesław Śpiewa i jestem zachwycona. Było to piękne i czarujące, a przy okazji uśmiałam się przednio, ponieważ nawijka Czesia między (ale też w trakcie) piosenkami jest niemożliwa.

- To jest piosenka... nie o was.

- Miałem sesję w CKMie, ktoś, kto zobaczy zdjęcia pomyśli: ale fajnie grać folklor. Nie czytajcie wywiadu.

- To fajnie, że się śmiejecie. Jesteśmy rozrywką.

- Akordeon to obciach. Gitara... nie.

Wyrwane z kontekstu nie brzmi tak ukwicznie, ale musicie wierzyć mi na słowo.


Ostatnio zmieniony przez Cathy dnia Śro 22:03, 23 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
CeCe


Dołączył: 23 Cze 2010
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: nie skąd, a dokąd
Płeć: Kobieta

Majanna napisał:
CeCe napisał:
W sobotę byłam na Braciach.
Drugi koncert, wrażenia po raz drugi bardzo pozytywne. :)

A gdzie byłaś na koncercie? W J-biu?

Tak, a poprzednio w Chełmku.
Byłaś w J-biu? ;)
Zobacz profil autora
Majanna
made in heaven
<i>made in heaven</i>

Dołączył: 01 Cze 2008
Posty: 6448
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Baker Street 221B
Płeć: Kobieta

Ano, byłam, byłam. Taki pulchny bachor w szarym bolerku przy prawych głośnikach, to ja *macha łapką* : )
Zobacz profil autora
hello


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 5847
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

właśnie wróciłam z Morcheeby - było wystrzałowo :D za darmola, więc trochę ludzi nie wiedzących w ogóle o co chodzi, ale stałam praktycznie przy barierkach w gronie osób raczej kumających czaczę, a reszta zakumała szybko, bo NIE DAŁO się nie przy całym tym magnetyzmie lecącym ze sceny. skye jest niesamowita - ja jebię, najcudowniejszy głos świata, no może trochę przesadzam, ale teraz jestem jeszcze za bardzo pod wrażeniem, żeby selekcjonować racjonalnie. do tego miała świetnaą sukienkę i fryzurę, nie mogłam się napatrzeć, przeurocza jest! atmosfera cholernie sympatyczna, kontakt z publicznością - medalowy, szybko rozruszała skye te drętwe członki publiki, które stały jak kłody. plus śpiewanie sto lat, no i wyłudzanie jointów - fajne akcenty :D
jak już wyszli na bis to zagrali cztery czy pięć utworów, przez co spóźniłam się na kolejkę, ale za nic nie żałuję, dla jednego chociaż warto było tłuc się do gdyni. DZIĘKI MORCHEEBA
Zobacz profil autora
cyjanus
keep calm and trzymaj gitare
<i>keep calm and trzymaj gitare</i>

Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 8413
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: kółko wzajemnej adoracji
Płeć: Kobieta

na wczoraj wieczór ściągneli do nas na dni sulejowa normalsów, o których słyszałabym pierwszy raz, gdyby nie artykuł o nich w bodaj styczniowym teraz rock! pograli od wpół do jedenastej, dziesięć po już nic nie było słychać. dwie piosenki, monolog, z którego mało co zrozumiałam i potem jeszcze parę piosenek, do których tło stanowiły piski. było za darmoszkę, więc park straży był cały zapełniony (co im strzeliło, żeby festyn na dni sulejowa zorganizować w parku straży? wianki to niewystarczający powód). ja nie poszłam, bo widok miałam całkiem niezły z okna, a słychać było wszystko (prócz wymienionego wyżej monologu). normalsi chyba nie dla mnie, choć może przedstawili się ze złej strony.
Zobacz profil autora
Kamil
Rurzowy Kutzyk
<i>Rurzowy Kutzyk</i>

Dołączył: 28 Lip 2009
Posty: 8459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Centrum Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

ATR pokrótce. O zgodzie na wyjazd dowiedziałem się na parę godzin przed... Miałem być tam z kolegą i z jego bratem wracać, oczywiście ostatecznie byłem zdany na samego siebie. Oczywiście, już z drogą do- były kłopoty, gdyż autobus, odjeżdżający z przystanku mieszczącego się za lasem, okazał się odjeżdżać o 15:22, a nie ok. 16:40, a dowiedziałem się o tym gdzieś za dziesięć piętnasta... Ale że tata do pracy się wybierał o całkiem sensownej godzinie (przed 18), to pojechałem z nim.

Dyszka wyciągnięta, bilet zakupiony, jestem czysty, idę dalej, siadam na ławce po prawej stronie - i teraz już będzie właściwie koncertowo.

Zespoły konkursowe - na 2 pierwszych nie byłem (Fire Flower i Stray, ten drugi potem wygrał konkurs w ogóle, o tym zaraz), La Fleur słyszałem 1-2 piosenki, ale ładne. Cropla mają zajebistego wokalistę, nie boi się wydzierać jak ze skóry obdzierany. The End - ładne, żywiołowe, z grubsza punkowe, wokalistka nie najgorsza. God's Gotta Boyfriend... Pamiętam z nich tylko tyle, że zapraszali na swojego majspejsa, że jedna piosenka się zwała Horror Show i była o kobiecej dominacji w związku...a muzyka... eee... coś bazującego na (post)hardcore? Nie pamiętam. Purpurowi tudzież Purpure Drape - długo się rozstawiali, ale było ciekawie. Klawiszki, oszczędna gitara, transowy bas - gdyby trochę bardziej był słyszalny wokalista, byłoby idealnie, ale taki psychedelic rock na festiwalu - jak najbardziej! Ostatni, jeszcze dłużej się rozstawiający zespół - Wyjście Awaryjne. Ska-punk - i tyle w tym temacie. Wiecie, jakie to brzmienia, wiecie, jak porywają ludzi - no i jako że grali ostatni, było już sporo gawiedzi, której zależało raczej na gwiazdach wieczoru... Muszę jeszcze wspomnieć o Wolnym, którego komentarze czasem były rozbrajające, no i szacun dla niego - nawet jeśli jego Popiół nie porywa aż tak bardzo (choć dobrze coverują), to za organizację ATR należy mu się zapas piwa na całe życie.

Potem - Farben Lehre. Pierwsza gwiazda wieczoru, wszystko najs, wstałem se nawet, ale zostałem na trybunach, z moim chorym palcem u stopy nie za bardzo mi się widziało wplątywać w pogo. Jako że zespołu tego słyszałem ze dwie piosenki, z czego jedną w ten piątek, jakoś specjalnie się nie podniecałem, gdy piosenki były zapowiadane (aczkolwiek zapowiedzi same były sformułowane snadnie), ale już w trakcie grania - cholernie mi się podobało. Aczkolwiek z tego, com widział i słyszał, wiem już, czemu bardziej true pankole w Polsce naśmiewają się z FL. No, ale ja tam nie narzekam, pod sceną bawili się ludzie zajebiście, co i rusz ktoś sobie po dłoniach i głowach wędrował. Bis podwójny, po dwie piosenki na każdy, jeśli dobrze pamiętam.

Potem rozwiązanie konkursu. 50 godzin w studio dla Purpurowych, którzy weszli na scenę w niepełnym składzie, tj. brakowało jedynego Czecha w zespole. Natomiast 4 tysiaki dla Stray - tu komentarze dwóch jurorów, którzy przyjechali z Warszawy, że to zabawne, że musieli przyjechać na Śląsk, by odkryć zespół z ich miasta. Nikt ze Stray jednak długo nie wchodził - w końcu wlazł wokalista, z szlugiem w ręku... Jakiś spięty się wydawał, biedaczyna. Nie wiem dokładnie, czy to wtedy, czy trochę wcześniej - Wolny dostał tort, bo akurat urodziny obchodził. Okazja posłuchać Kultu czy FL w urodziny - dobra rzecz...

No i Wolny zapowiedział KNŻ. Osrywali się z tą próbą - włączyli bit w tle, cicho, ale z tego, co słyszałem, a co śpiewała publika - to było Pierdolę Pera (w sumie potem tego nie zagrali, a szkoda, bo kawałek dobry). Wylazł Litza, co zostało nagrodzone skandowaniem jego ksywy. Pobrzdąkał, polazł gdzieś. Podszedłem pod barierkę, z prawej strony sceny, która już an FL okazała się najbezpieczniejszą miejscówą. Potem znowu wywoływanie - KA EN ŻET, AK EN ŻET. No i powyłazili, zaczęli troszkę próbować. Rozśpiewana publika z centrum i centro-lewicy zaczęła śpiewać (najwyraźniej specjalnie dla stojącego przed nimi Litzy) Sieje je Arki Noego, potem rozpoczęło się ogólne skandowanie haseł internetowych, z naciskiem na POKAŻ CYCE. W związku z tym, co sobie tam panowie próbowali, zaczęliśmy (bo ja też) trochę śpiewać Spalam się. W końcu pojawił się na scenie Kazik i niedługo potem się zaczęło. I to od razu ostro, bo... NIE MA LITOŚCI DLA SKURWYSYNÓW. Potem dalej było równo - tyle że zrobił się mały ścisk, gdy się koło mnie wepchała ufotografiona z facetem, który oczywiście musiał ją obejmować, tak by robić mi jeszcze mniej miejsca... Ogółem - nie ma co mówić o tym, jak KNŻ grali. Bo to trzeba słyszeć. Jedyne, co mogę dodać, a w porównaniu z tym, co widziałem w Internecie i co mówią znajomi - świetny głos Kazika był tym bardziej zaskakujący, że jeszcze półtora tygodnia wcześniej, na Kulcie w Rybniku, trochę średnio z tym było. Z opinii innych jeszcze, słowa Filipa, z którym przyszło mi się zresztą w środku koncertu przywitać, bo był raz tu, raz tam... - spóźnieni pół godziny czy nawet więcej bo musieli oglądać meczyk.
Setlista była mocna, 21 kawałków, pod koniec zresztą pan & pani sobie poszli, więc mogłem poświrować trochę. Inni świrowali mocniej - ochrona stała głównie po lewej i pośrodku, stąd jeden facet wdarł się na scenę i śpiewał przez sekundy dwie z Kazikiem, jeden postanowił dać nura w tłum... po mojej stronie, i to zaraz przede mną wlazł na barierkę - akurat w miejscu, gdzie tłumu nie było... Zahaczył mi kutas o okulary, ale ja za to troszkę dopomogłem grawitacji, by się wyjebał. Jeszcze jeden koleś próbował się wedrzeć na scenę, w parę osób się z nim próbowali uporać, a wracać na widownie próbował, przełażąc przez barierkę (znowu przede mną...), co skutkowało dalszym targaniem się z ochroną, a ostatecznie - obecnością jednego pakera w moim pobliżu, żeby więcej już nie korzystano z tych okolic do odpierdalania cyrków.
No, pograli sobie, dobranoc złażą... No ale bis być musi. No, to do tych 21 kawałków doszły jeszcze 4. I to doprawdy konkretne - najpierw Odpad atomowy. Piosenka, jak wiadomo, krótka, ale jakże treściwa. Potem to, czego brakowało do tej pory - Spalam się. Zagrane z takim powerem... Potem było coś, czego nie kojarzyłem*, wg setlisty - Ballada o kobiecie żołnierza. No i ostatni utwór - grany zresztą w trzech częściach, niektórzy pewnie wiedzą, dlaczego :> - Co się z tobą stanie, gdy ci ufać przestanę. Tu już się bawił każdy najmocniej, jak potrafił, w końcu TAKI SZLAGIER i TAKIE WYKONANIE! Nie da się opisać... W końcu - jeszcze raz dobranoc - i ruszyłem ku mniej zielonej części Czerwionki.

Zagadnąłem o taksówki - potwierdziły się moje informacje o ich postoju. No i przyszło mi iść w stronę przeciwną niż do domu, z dziesięć minut? W dodatku okazało się, że noc została dodatkowo upiększona pełnią (choć pełnia była raczej w dzień, po trzynastej, a potem nawet zaćmienie księżyca było, choć niedostrzegalne w Polsce, ale kogo to obchodzi...). Czerwcowa pełnia - pełnia kusicielek, pełnia truskawkowego księżyca, pełnia błękitnego księżyca... a tu na torach mija mnie taksówka. Jak się chwilę później okazało - ostatnia. Na postoju postanowiłem poczekać z 10-15 minut, a nuż od strony Rybnika coś będzie jechało czy coś... w ten sposób poznałem p. Daro. Jego koledzy go wyprzedzili, ale usilnie próbowali go wołaniami swymi skłonić do nadgonienia, on natomiast wolał stać na krawężniku. Wtedy już wiedziałem, że będę miał okazję do rozmowy z nim, i gdy razem z kolegami przechodził obok mnie, miała miejsce taka oto krótka konwersacja:
- Co jest, kurwa?!
- Nic.
- To pal gumy, skurwysynu!
Po przejściu z 20 metrów znowu zaczął kolegom stawiać kłopoty, a ja wiedziałem, że Darka nie zapomnę. ;p
Żadnej taksy wciąż nie było, więc poszedłem w stronę domu. Cóż, nadłożyłem drogi... Ale zanim jeszcze znowu doszedłem do Parku Furgoła, udało mi się złapać taryfę. Taksówkarz miły, obeznany z tym, co się dzieje dokoła, ponarzekaliśmy razem na dojazdy do/z Ornontowic i okolic (nawet się okazało, że kiedyś w mojej wsi pracował, najs). Skasował tylko trzy dychy, więc też nie ma na co narzekać. W domu - druga w nocy - próbowałem poruszać się jak najciszej, ale matka, zestresowana tym, że się szlajam parę kilosów do domu po nocy + śpiąca przy otwartych drzwiach (bo za ciepło), rzecz jasna, się obudziła. Nawkręcałem jej to i owo (m. in., że kolega, który w rzeczywistości na koncert nie dojechał, był na ATR ze mną; że jego brat nie mógł po nas przyjechać, bo ściulany; że zapłaciłem 15 zł za jazdę, bo drugą połowę on... no cóż, i tak się na ten koncert zgodziła tylko pod wpływem rozsądku taty, bo była niepewna, co do mojego powrotu i kolegi właśnie, a przecież jeszcze kiedyś się może przydarzyć iwent, na który się zabrać będę mógł z nim), poszła spać, a ja się ogarniałem po koncercie. Do łoża udałem się już przy szarości, koło 4:30. Stąd też, mimo kilkukrotnych prób obudzenia mnie, powstałem gdzieś o 13:10... I zauważyłem, że prawouszna pół-głuchota już minęła. Jednak największe pierdolnięcie (+ Power Pierwszego Razu na Sensownym Koncercie) miały Dni Rybnika '09, prawe ucho się obraziło wtedy na dwa dni chyba.

Wiem, że fragmenty dot. życia mojego interesowały was najbardziej.


* z KNŻ bliżej zacząłem się zapoznawać dopiero w... ten piątek, ale teksty sobie gładko przyswoiłem w wielu przypadkach, więc podrzeć się mogłem. A wiele kawałków mi po krótkim czasie dało do zrozumienia, że je przecież znam lub wydaje mi się, że znam (miałem tak samo na Tabu), więc też se powrzeszczałem, zresztą - refreny proste, to nie trzeba nawet kojarzyć, żeby móc śpiewać z Kaziulem.


EDIT:
I jeszcze setlista KNŻ dla zainteresowanych.

1. Nie ma litości
2. Tańce wojenne
3. Legenda ludowa
4. Świadomość
5. Łysy jedzie do Moskwy
6. Kalifornia ponad wszystko
7. Spalaj się
8. Jerzy eine sztuczna kobieta gekonstruliert
9. Las Maquinas de la Muerte
10. Przy słowie
11. Jeśli kochasz więcej to boisz się mniej
12. Nie zrobimy wam nic złego, tylko dajcie nam jego
13. Piosenka trepa
14. Tata dilera
15. Raz pierwszy
16. Artyści
17. W południe
18. Krzesło łaski
19. I Am on the Top
20. Konsument
21. Prawda
22. Odpad atomowy
23. Spalam się
24. Ballada o kobiecie żołnierza
25. Co się z tobą stanie gdy ci ufać przestanę

20 z 25 pozycji sam sobie wypisałem na kartce - choć tylko parę kawałków ułożyłem w odpowiedniej kolejności, jeszcze o dwóch miałem mętne pojęcie, czy były, czy mi się wydawało... Natomiast odnalezienie w pamięci pozycji 18-20 okazało się bardzo trudne, choć pamiętałem, że było coś między W południe a Prawdą. Internet pomógł!

Cieszy to, że choć znaczna większość (prawie wszystkie chyba) kawałków jest na koncertach taka sama, to jednak kolejności potrafi zaskoczyć, gdy tak sobie porównuję z innymi koncertami reaktywowanego KNŻ.

EDIT2:
Przed Piosenką trepa Kazik mówił, że sobie ostatnio obmyślił, że to piosenka o żołnierzu z Ełku.

Każde gadanie Kazika natomiast miało akompaniament krzyków pewnego młodzieńca. Kurwa mać, Kazik - grać!, bądź też Kurwa mać, napierdalać!


Ostatnio zmieniony przez Kamil dnia Nie 19:50, 27 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
mardy bum
from Paris with love
<i>from Paris with love</i>

Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 4284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Radlin
Płeć: Kobieta

Synek, jak Ty się rozpiszesz, to można normalnie zjechać. Ale miło się czyta, Ty wiesz.

Okej. Wieś bawi się w Rydułtowach. Skakanka rock fesival. Pierwsze trzy zespoły olałam, jakieś czeskie granie, potem chłopaki z Czerwionki, potem Underground z Rybnika. Także nic, co by mnie porwało. Nie mam glanów ani włosów do pasa. W pogo pakować się nie lubię.

Czekałam od szesnastej na Lutę. Trochę wcześniej jeszcze sobie ze swoim bandem śmigał we frisbee dosłownie sto metrów od nas. Ludzie go nie męczyli za bardzo, także się chłopak trochę wyszalał z tym talerzem. W końcu, w końcu się zaczęło. Sympatycznie, jak to Luta, wyszedł na scenę z niedopalonym skrętem. Zaczął od Jeśli słyszysz, a potem już poleciała prawie cała płyta. No i ukochane przez lud Babilon szuka ganji. Także Sadzić, palić, zalegalizować! niosło się dumnie po rydułtowskich preriach. Co dziwne nie było Małej i mojego ulubionego chyba Życia bez kobiety. Czyżby pan Tersa miał złamane serce. No nic. Musiałam znieść brak ukochanej piosenki. Ale i tak było niesamowicie. Luta jest w porządku gość i tyle. Nawet zdjęć parę zrobiłam. Milusio. Muszę to kiedyś powtórzyć, zdecydowanie.
Zobacz profil autora
Kamil
Rurzowy Kutzyk
<i>Rurzowy Kutzyk</i>

Dołączył: 28 Lip 2009
Posty: 8459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Centrum Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

Pisałem to, jak mi się nie chciało, inaczej byłoby jeszcze wypracowanie o konkursowych. ; x


W sumie żałuję, że mi do Rydów trochę nie po drodze, bo na Skakankę bym się akurat wybrał... Pal chuj, że Popiół bym zaliczył po raz trzeci. Underground też już miałem okazję poznać, i jakoś megasuperhiper też mi się nie widzieli (inna sprawa, że w zeszłym roku przybyłem do Gotartowic w 99% dla Tri State Corner, więc reszta mi wisiała). Za to Lutę bym na lajwie zobaczyć i usłyszeć chciał. Owszem, uważam, że się artystycznie skurwił - bo inaczej nie da się nazwać tego, że wielki propagator braterstwa i Jednej Miłości z czasem zaczyna współpracować z HG, mieć się za lepszego od innych i wypluwać kolejne hasła typu CHWDP... Ale to pominę. Bo, cholera, taki silny, rozpoznawalny głos się zdarza rzadko i choćby dlatego warto się na jego koncert wybrać - albo żałować, że się nie było, nawet jeśli nie było kawałków, z którymi go głównie kojarzę.

No, to teraz jeszcze wypadałoby mi wypytać się Mihaua o jego wrażenia, stawiam na to, że jego Skakanka odbywała się w Żabce przy stoisku alkoholowym, NAJSSS.
Zobacz profil autora
Wiedźma
Moderator
Eraserhead

Moderator<br><i>Eraserhead</i>

Dołączył: 21 Lut 2007
Posty: 23817
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Transsexual Transilvania
Płeć: Mężczyzna

Chyba wybełkoczę moje wrażenia z soboty, trzeciego dnia Seven Festival w Węgorzewie.

Nie będę robiła dokładnego opisu co żeśmy robili na beforze, mogę tylko zdradzić, że na polu namiotowych jest całkiem sympatycznie, no i przypadkowo załapaliśmy się na koncert Normalsów. Co prawda tyle tylko co słyszałam ich z namiotu, bo zajęta byłam czym innym, ale całkiem solidne to było granie. Dość znane jak się okazało, gdy jacyś przygodni znajomi przedstawili nam ich biografię. Potem był praktycznie dwugodzinny obsuw do kolejnego koncertu, tym razem na głównej scenie. I tu pamiętam jak leżałam na jakiejś przydrożnej ławce około godziny osiemnastej, a koło mnie przejechały dwa, piętrowe busy Lacrimosy. : D Whatever. Zanim dostaliśmy się do main stage'u ochorna nas solidnie obmacała, powąchała zawartość mojej wody i nawet trzykrotnie kazali mi zdejmować kapelusz { spodziewali się plantancji marihuany na głownie, czy co?}, ale w sumie dzięki tym rewizjom czułam się bezpieczniej, w każdym bądź razie bezpieczniej niż na polu. No i tu przejdę do zespołów.
Time to Express przegapiłam leżąc na trawce i zażerając się cynamonowymi ciasteczkami. Ale z tego co mi się udało wychwycić to były to takie Muchy vol. 2. Nic szczególnego. Pozytywnie mnie jednak zaskoczyli The on Fires . Bardzo żywiołowe granie z punkową werwą. Przyciągnęli sporo ludzi pod scenę, ale nie dziwię się, bo byli niezwykle sympatyczni. Fajne kostiumy, chwytliwe piosenki, świetny kontakt z publicznością {nadrobili straty po Expressach} i ruda wokalistka skacząca po całej scenie. Zespół typowo festiwalowy, niemniej koncert bardzo fajny. Po nich na scenę wszedł Hurt. Trochę błazenada jak dla mnie + nieznośna maniera wokalne tego śmiesznego człowieczka na scenie. Ale ludzie się bawili, ja wolałam w tym czasie coś zjeść i pogadać ze znajomymi. Co prawda na dwie ostatnie piosenki przyszłam pod scenę, ale to tylko po co żeby zaklepać dobre miejsce na Clostera. W ogóle jakoś odwidziało mi się skakanie, pogowanie czy cokolwiek w ten deseń. Albo jestem za stara, albo wizja ponownej kontuzji nózi nie była dla mnie zadowalająca. A więc po Hurcie przepchnęłam się między tłuste gotki i zaczaiłam się na Closterkellera. Setlista była świetna, wręcz wymarzona, czyli mało kawałków z Aurum, a dużo wszystkim znanych starych hiciorów. Była Agnieszka, była Scarlett, Na krawędzi i nawet Miraż! I tu byłam pierwszy raz naprawdę zaskoczona wokalnymi możliwościami Anji, babka brzmi lepiej live niż na krążkach! Wysokie partie były bez zarzutu, czego się najbardziej obawiałam. W ogóle sama Anka to przesympatyczne kobieta, pogadała z tłumem, pożartowała, pomijam już fakt, że sama wyglądała, jakby obrabowała Restyle. : P Ogólnie bardzo mnie zaskoczyło to, że koncert tak mi się podobał. Na bis dali Matkę. Przepięknie było, przepięknie... Niestety zaraz potem na scenę wkroczyła Coma. Przy Woli istnienia popłakałam się ze śmiechu wymachując w górę kończynami jak najarana świnka, więc oddaliłam się gdzieś w głąb polanki, tak żeby nikt mnie nie widział. Ogólnie to nadal nieograniam ich fenomenu, bo to najzwyklejsza w świecie pseudofilozoficzne papka podlana chaotycznym i bez składnym podkładem muzycznym. Ale ludzie szaleli. Fruwali w pogo, fruwali na rękach tłumu. Fajnie, że się podobała, ale nie mnie. Przy Spadam płakałam ze śmiechu wraz ze znajomymi. Piękne. Potem był półgodzinny obsuw i walka o barierki, o dziwo, udało mi się! Niecierpliwość, emocje i strzykanie placami. Konferansjer- pedobear zapowiedział Lacrimosę. Organy, dym i gitarzyści z flagami, na którymi widnieje wizerunek dobrze mi znanego Arlequina. Na scenę wychodzi Anne Nurmi w kosmicznie krótkiej minispódniczce i białym gorsecie. Wyglądała cholernie groteskowo, ale i tak ochoczo przyklasnęłam jej pojawieniu się na scenie. Potem ni z tego ni z owego z dymu wyłonił się Tilo i ... zaczęło się. Na początku było chyba Kelch der Liebe, ale głowy nie daję, bo nogi się podemną ugięły, w ustach zaschło i zapomniałam jak się nazywam. Praktycznie pierwsze pięć - sześc utworów moja twarz wyglądała jakbym dostała paraliżu podczas uśmiechania się. Grotecha totalna. Ale zważywszy na moją fizys i strój w jaki byłam ubrana zostałam obdarowana kilkoma spojrzeniami i uśmiechami Tilo. Uczucie emejzing. Niestety pod koniec koncertu na barierku musiał wpaść jakiś ćpun i grubas, którzy zapraszali mnie na piwo. Miałam ochotę ich zbić gołymi rękami, na szczęście szybko się zmyli. Ale co do samego koncertu. Oświetlenie niezłe, gitarzyści wyjebani w kosmos, solówki przy Ich verlasse heut dein hez to była totalna miazga. Wszyscy pod sceną "o kurwa..." :3. Fatalne nagłośnienie miała tylko Anne, jak stała przy keybordzie to nic jej nie było słychać NIC. W ogóle jakoś nie potrafiła się przebić przez gitary, bo Turning Point wyszedł zajebiście słabo, mimo, że ja stojąc pod sceną i słysząc nieco więcej muszę przyznać, że wokal Ani jest naprawdę piękny i gdyby odpowiednio podkręcić jej mikrofon to byłby sukces na całej linii. Ponadto jestem pod wrażeniem charyzmy i umiejętności Tilo. To co on wyrabiał z głosem było niemal niemożliwe, po za tym to jak się wczuwał w muzykę, łał. Oczywiście zaśpiewaliśmy mu też Happy Birthday z okazji 38 urodzin. Był zaskoczony i tak zabawnie zareagował, jak nieśmiały chłopiec. (: Utwory grali głównie z Elodii, Lichtgestalt i nowej płytki. Feuer fajnie wyszło z tym machaniem łapkami. :3 Na bis był Copycat, czego można się było spodziewać. Ogólnie koncert trwał dwie godziny, ale dla mnie mogli by grac nawet do teraz. Muszę przyznać, że to było jedno z najwspanialszych przeżyć ostatnich kilku lat mojego życia.

Suma summarum.
Czyli plusy:
+atmosfera na polu namiotowym,
+Closterkeller,
+Lacrimosa,
+samo Węgorzewo i lokalizacja sceny głównej.
Minusy:
- chołota. Naprawdę widziałam wielu pijanych ludzi, ale ci tutaj przebili wszystkich. Wolę jednak bywalców Kortowiady. (:
Zobacz profil autora
felicja
sex, drugs and rock n' roll

Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 8348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: main street.
Płeć: Kobieta

wczoraj całą ekipą z Gołkowic i okolic wybyliśmy autobusem o 16:08 do Jastrzębia na koncert TABU. nie przepadałam za reggae, ale miałam dość tego namawiania noo jordeeek, jedź z namiii. i muszę powiedzieć, że głupia byłam. to było coś... świetnego! mimo tego, że nie znałam piosenek to i tak śpiewałam najgłośniej jak się dało refreny, A TE POGO! jestem cała obolała, ale ja, hardcore sto pro, musiałam się wcisnąć do środka i napierdalać się z jakimś chłopakami. moje trampki i nogi wyglądały okropnie, ubrania wcale nie lepiej - strasznie się kurzyło, co dla mnie, alergika i astmatyka, było morderstwem. gdy zaczęłam kichać to CAŁA publika wydarła się na zdrowie! najmilej wspominam wspólny śpiew Słoneczne Reggae i gdy wołaliśmy na bisy - zagrali strasznie krótko! tak więc mój znajomy zagadał do reszty dobra, to robimy tak: na trzy cztery kur-wa mać! da-lej grać!. no więc trzy cztery, I WRÓCILI! zagrali Sarny. to też było coś niesamowitego. wzięliśmy się z ludźmi pod ramię i wymachiwaliśmy nogami śpiewając saarnyyy, uwagaaa saarnyyy!
po sarnach zeszli na dobre. i co robi genialna śląska publiczność? śpiewa sama i woła my chcemy więcej!
Zobacz profil autora
Wrażenia z koncertów
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 4 z 8  

  
  
 Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi